sobota, 26 czerwca 2010

Bom Bom! 5

 Kiedy wszedł do łazienki uśmiechnął się krzywo do swojego odbicia. Na dłuższą metę nie wyglądał tak źle, jak to sobie wyobrażał, jednak trochę brakowało mu do zwykłego – obezwładniająco niesamowitego wyglądu.

Opuszkami palców dotknął rozcięć na twarzy, które wciąż lekko szczypały. Z pewnością po zadrapaniach nie będzie żadnego śladu, żadnej blizny. Automatycznie zerknął w stronę policzków. Cienkie rysy teraz wydawały się zupełnie delikatne, jak po muśnięciu kolcem róży. Zupełnie delikatne... nie tak jak kiedyś. Przymknął oczy na wspomnienie sprzed sześciu lat. Głębokie blizny stały się jedynie zamierzchłym cieniem okrutnej przeszłości. Niczym więcej?

- Naruto! Na miłość boską pośpiesz się! Jak twoja siostra mogła obudzić cię godzinę temu, a ty jeszcze nie jesteś gotowy? – Jego matka zapukała zirytowana do łazienki.

Och, jego urocza młodsza siostra, zawsze służąca pomocą.

- Już idę! – Odkrzyknął jej nie mniej rozzłoszczonym tonem.

W ekspresowym tempie wykonał poranną toaletę. Przeczesał rękę blond włosy, które wciąż opadały mu na czoło. Niektóre postrzępione kosmyki odstawały zabawnie. Po zastanowieniu zabrał szczotkę i nieco staranniej rozczesał swoją czuprynę, chociaż i tak był pewien, że niesforne kosmyki zrobią, co im się będzie podobało. Podobnie zresztą jak i właściciel, temu wszyscy mogli być pewnie. A jeśli nie byli, z pewnością szybko się, co do tego przekonają.

Gdy już miał wychodzić z łazienki, ostatni raz spojrzał w lustro. Duże, lekko skośne, szalenie niebieskie oczy uśmiechnęły się do swojego właściciela zawadiacko. Och, tak. Oczy były jego największym atutem i kto wie, może dzisiaj ktoś złowi się na jego zniewalające spojrzenie?

Roześmiał się diabolicznie, wychodząc z łazienki i kierując się do salonu.

- A gdzie masz plecak? – Siostra spojrzała na niego smętnie, a jej zielone oczy przybrały jeszcze dziwniejszego wyrazu niż zazwyczaj. Tak z pewnością słowo „dziwny" było najmniej krzywdzącym wyrazem, opisującym przyrodnią wywłokę, znaczy siostrę. Dziwną siostrę.

- Cholera, zapomniałem – mruknął blondyn i szybko pobiegł do swojego pokoju na poddaszu. I jak to bywa, kiedy człowiek się śpieszy, kiedy zbiegał w dół, noga ujechała mu i boleśnie, choć efektownie wyrżnął na drewnianych, stromych schodach.

- No rzesz kurwa – jęknął cicho, ledwo łapiąc oddech. Z trudem podniósł się do pionu, rozmasowując sobie plecy, chociaż powinien sobie rozmasować więcej części ciała, które ucierpiały w tym niewielkim wypadku. A już w ogóle, to powinien rozmasować mu je ktoś inny, na przykład jakaś panienka w bikini z dużymi...

- Ała! – Syknął, kiedy coś twardego uderzyło w jego nogę. Odwrócił się do swojego mniejszego brata, który już celował w niego kolejną... pomarańczką. Naruto spojrzał na niego w zdziwieniu.

- W naszym domu się nie klnie, gnojku! – Czy zdawał sobie sprawę, że brzmiał prawie tak jak swój ojciec?

- Jedzeniem też się nie rzuca! – Warknął w odpowiedzi i nie zastanawiając się wiele, podszedł do małego bachora, łapiąc trochę, ale tylko trochę za mocno jego rękę. Dziecko pisnęło przerażone, wypuszczając owoc na podłogę. Pomarańcza potoczyła się leniwie po korytarzu, by następnie skulać się po schodach na parter. Uzumaki zignorował nawoływanie siostry. – Jeśli jeszcze raz czymś we mnie uderzysz, gwarantuje ci, że nie zaśniesz w nocy, jasne? – Powiedział cicho, tak lodowatym tonem, że mimowolnie przypomniał mu się Sasuke Uchiha.

Ciekawe czy jego młodszy brat również był jego fanem? Pewnie miał jego plakat na ścianie.

Zmarszczył brwi, gdy nagle doznał olśnienia.

Przez cały ten czas, ani razu nie zastanowił się nad tym, jaki też może ten cholerny dupek uprawiać sport. Jakoś nigdy o nim nie słyszał. Może, więc był tylko lokalną atrakcją?

Och.

Naruto uśmiechnął się bardzo, bardzo szeroko, po raz pierwszy będąc chyba wystarczająco szczęśliwym, żeby zapomnieć o nienawiści do tego miejsca.

Z pewnością Sasuke Uchiha uprawia jakiś pedalski sport, jak łyżwiarstwo figurowe. Podobno mają tutaj jedno z najlepszych lodowisk w stanie. Hmm... w tym z pewnością będzie dobry.

- Puść go! – Jego rozmyślania przerwała siostra. Dziewczyna odepchnęła go od dziecka, które kwiliło cicho, a na jego policzkach spływały krokodyle łzy. Naruto skrzywił się.

Nie zauważył, że przez cały ten czas wciąż trzymał rękę swojego brata, a im był bardziej szczęśliwy, tym jego uścisk stawał się mocniejszy.

- Nauczy go, że nie rzuca się do ludzi jedzeniem! – Syknął w ich stronę i kiedy już miał schodzić, zobaczył jak jego matka wdrapuje się po schodach. Jej rude włosy spięte były niedbale, a na zatroskanej twarzy pojawiło się więcej zmarszczek niż zazwyczaj.

- Co się dzieje?

- Wykręcił mu rękę! – Zawołała jego siostra, tuląc się do małego brata, niczym do miśka. Uzumaki przewrócił oczyma.

Jak on nienawidził tej rodziny.

Kushina spojrzała na winowajcę niepewnie, kompletnie nie wiedząc, co ma zrobić.

- Idźcie już do szkoły, spóźnicie się – wydusiła w końcu z siebie, podchodząc do najmłodszego i biorąc go na ręce. Zerknęła na jego nadgarstek, jednak nie skomentowała sinego śladu na jego dziecięcej skórze. – Na stole w kuchni jest śniadanie – dodała grobowo i zniknęła w pokoju młodszego z synów.

Naruto zapatrzył się na drewniane drzwi i westchnął cicho, choć z całego serca.

Powinien przeprosić? Nie, nie miał za co. To wina tego cholernego bachora i... i... no, jego matka jest mu zbyt wiele winna, aby rzucać się na takie szczegóły, prawda?

Przeklął cicho pod nosem, kiedy zimne, górskie powietrze uderzyło go w twarz.

Dlaczego czuł wyrzuty sumienia?

Zostawiła go tuż po urodzeniu, nie dawała znaku życia, był zdany tylko na siebie i kiedy w końcu myślał, że może być szczęśliwy, zjawia się ponownie i myśli, że może wszystko odbudować. Siedemnaście lat może po prostu zostać wymazanych.

To bezsensu. Jego życie jest bezsensu i ta kobieta, która... która jest jego matką.

Dzisiaj z pewnością nie był dobry dzień Naruto.

Los zachowywał się tak, jakby chciał poprawić mu humor, jednak blondyn okazał się wyjątkowo oporny.

Nastrój nie poprawił się mu, kiedy jego spóźnienie nie zostało zauważone, gdyż odbywały się jakieś zawody szkolne i wszyscy zgromadzili się na hali sportowej. Mógł swobodnie zwiedzić szkolę i przeżyć te najgorsze, pierwsze chwile upajając się słodką samotnością, gdzie nikt nie wytykał go palcami. A był pewien, że z pewnością najbliższa przyszłość niesie za sobą takie niespodzianki.

Jego humor wciąż pozostawał na minusie, kiedy usłyszał rozmowę swojej siostry i jej koleżanek, które po zobaczeniu Naruto, stwierdziły, że jest on chyba jeszcze bardziej przystojny niż numer jeden, Sasuke Uchiha.

Kolejnym powodem do uwierzenia w łaskawość losu stał się kompletny brak na horyzoncie lokalnej gwiazdy sportowej. I jego kumpli. To też wliczało się na listę cudów niemożliwych dzisiejszego dnia.

I zdawałoby się, że do trzech razy sztuka i już nic nie może poprawić humoru pana Uzumakiego. Nic bardziej mylnego! Pojawiło się bowiem coś, co zupełnie odmieniło bieg - zdawać by się mogło - ponurej dalszej egzystencji Naruto.

Na korytarzu, gdy nie był jeszcze wystarczająco uporczywie wytykany palcami, wśród szkolnych szafek i uczniów podążających na zajęcia, które właśnie miały się rozpocząć, zobaczył...

Mmm...

Zobaczył cień kalifornijskiej piękności. Och, znów nie taki cień.

Kiedy wkroczyła na korytarz, z jej zgrabnego, pięknego ciała biła aura jasności tak wielkiej, że mogłaby spokojnie oświetlać drogę szybkiego ruchu.

Anioł.

Długie, lekko różowawe włosy rozwiane wiatrem niewiadomo skąd, powiewały uroczo, prawie tak, jak na plaży.

Syrena.

Wysokie szpilki, obcisłe białe spodnie i bluzka z głębokim dekoltem, oraz dwie służące, stanowczo mniej urodziwe, depczące jej po piętach, utwierdzały Naruto w przekonaniu -

Królowa.

Chłopak uśmiechnął się bezwiednie, podążając za nieznajomą dziewczyną maślanym spojrzeniem. Szkolna piękność minęła go jednak, nie zwracając na delikwenta szczególnej, wróć, żadnej uwagi.

Tylko po korytarzu rozniósł się słodki zapach jej dziewczęcych, kwiatowych perfum.

- Kto to jest? – Zapytał, nie zdając sobie sprawy, że los przestał być już dla niego taki łaskawy. Powiódł za pięknością rozmarzonym spojrzeniem.

- Sakura Haruno, szkolna elita.

Dopiero, kiedy usłyszał słowo „elita" zobaczył, jak los okrutnie z niego zakpił.

Co dzieje się, gdy ciepłe powietrze styka się z zimnym?

Odpowiedź jest prosta - powstaje tornado.

Co się dzieje, gdy jasność spotyka się z mrokiem?

Odpowiedź jest prosta – wygrywa silniejsza z sił.

Tylko dlaczego, w przypadku Naruto silniejsza musiała okazać się ciemność?

Sasuke ze znudzeniem patrzył, jak Haruno podchodzi do niego, o mało nie sikając z radości na jego widok. Westchnął cierpiętniczo, doskonale zdając sobie sprawę, że po wczorajszym nieudanym wieczorze Sakury (jego był koszmarny), długo jeszcze będzie gnębiony przez tą lukrową panienkę bardziej niż zwykle.

- Cześć Sasuke! – Podeszła do niego wraz z dwójką młodszych od siebie dziewczyn, które podobnie jak ich przywódczyni, uśmiechały się do niego zalotnie. Przeklął w duchu.

- Hej – burknął tylko i kiedy już miał się odwracać zobaczył, że ktoś przypatruje się im uporczywie. Poczuł na sobie znajome spojrzenie oczu, których właściciel dokładnie wczoraj wieczorem nie dość, że go upokorzył na oczach kumpli, to jeszcze pobił, zostawiając przegranego na polu walki. Spojrzał prosto w równie posiniaczoną twarz Naruto Uzumakiego. Zdradziecki uśmiech wpłynął na jego usta.

- Jak tam trening?

- Dobrze. Bardzo dobrze – dodał po chwili i leniwym gestem odgarnął różowe włosy z wytapetowanej twarzy. Jego uśmiech poszerzył się, gdy zobaczył jak Naruto zamiera, a w jego niebieskich oczach pojawia się niepewność, niedowierzanie, zalążek złości, która dopiero miała poznać światło dzienne.

- To... wsp...pp...a...niale – wyjąkał Sakura, opluwając się przy sylabizowaniu tego skomplikowanego jak dla niej słowa.

Uśmiech Sasuke ewoluował w jeszcze szczęśliwszy.

- Widzisz tego kolesia – głową wskazał na blondyna, który teraz wgapiał się w nich bezczelnie, z uchylonymi ustami. – Przywitaj się z nim. Powiedz, że go pozdrawiam.

- Co? Ale... czemu ja?

- Nie zrobisz tego dla mnie kochanie?

- Och, no dobrze misiu – wyszeptała w końcu, kiedy dotarło do niej, że Sasuke nazwał ją właśnie „kochaniem", brunet postanowił jednak zignorować fakt, że dziewczyna nazwała go „misiem". O zgrozo, lepiej o tym teraz nie myśleć, jeśli przed nim odgrywa się taka ładna scena. I pomyśleć, jak niewiele wystarczyło do zmanipulowania płci pięknej. To takie zabawne.

Uśmiech Sasuke ewoluował w jeszcze bardziej szczęśliwszy od poprzedniego.

Naruto stał i patrzył na Haruno tak jakby jednocześnie było najładniejszą i najbrzydszą kobietą świata. Było to o tyle dziwne, że od szyi w dół z pewnością ją ubóstwiał, jednak jeśli podnosił wzrok na twarz, jego entuzjazm topniał, niczym lodowy sopel. I kiedy dziewczyna wskazała na stojącego nieopodal bruneta, z pewnością mówiąc już o pozdrowieniach, Sasuke wiedział, że najwyższy czas wkroczyć do gry.

Powolnym krokiem podszedł do nich, upajając się każdą sekundą, gdy Naruto patrzył na niego z pewnością zdając sobie sprawę, że ma zdrowo przejebane.

- Cześć – przywitał się z nim, uśmiechając się przy tym naprawdę szczęśliwy. – Witaj w piekle – dodał, łapiąc Sakurę od tyłu i jakby od niechcenia wkładając rękę pod jej bluzkę, co oczywiście nie umknęło uwadze Naruto. Mądry chłopiec – przemknęło brunetowi przez myśl i już miał powiedzieć coś równie złośliwego, jednak w tej przyjemności przeszkodził mu dzwonek na rozpoczynające się właśnie zajęcie. – Cholera, mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy. Mamy kilka niewyjaśnionych spraw.

- Wydaje mi się, że wszystkie zostały wyjaśnione wczorajszego wieczoru.

- Wczoraj? A wczoraj miałeś się spotkać przecież ze mną!

Naruto uniósł brwi ku górze, patrząc wyzywająco na Uchihe.

- Winić możesz za to jedynie jego – wskazał na blondyna. – Gdyby nie niespodzianka, którą mi sprawił, poświęciłbym ci znacznie więcej czasu – wymruczał, oblizując prowokacyjnie usta, jednak ani razu nie spojrzał na dziewczynę, wciąż mierząc się spojrzeniem z Uzumakim.

- Czy to prawda?! – Pisnęła Sakura tak wściekła, że aż nieco rozmazała na twarzy swój makijaż. Tym razem była chyba doskonale świadoma tego, że druga taka szansa zdobycia Uchihy może się jej nie trafić.

- Och, chyba tak. – Na usta Naruto wpłynął złośliwy uśmieszek, który niewinnie sugerował Sasuke, że powinien zacząć się bać. Ale w tym problem, że Sasuke nie jest człowiekiem, którego można zastraszyć w tak prymitywny sposób. Powinien zacząć żałować, więc swojej brawury? – Jednak twój chłopak nie wydał się chyba tym zbytnio przejęty. Najwyraźniej uznał, że jestem lepszym... towarem niż ty.

Och, nie.

Sasuke wcale nie musiał się obawiać tego idioty, który był na tyle nierozgarnięty, że sam pogrążył się właśnie w oczach swojej miłości.

Chociaż nie można go aż tak winić.

Chcąc mieć jedno, trzeba zrezygnować z drugiego i tym właśnie sposobem, Naruto dopiekł Sasuke, trafiając jednocześnie na czarną listę Haruno.

A przewaga Uchihy była taka, że dziewczyna była zbyt tępa, by uwierzyć w słowa blondyna.

- A wy jeszcze nie na lekcji? Zmiatać, ale już! – Rozległ się krzyk dyrektorki, która wyłoniła się niespodziewanie zza korytarza. Dopiero teraz zauważyli, że korytarz całkowicie opustoszał, a zajęcia trwają już w najlepsze. Sasuke skinął głową, przepraszając i szybkim krokiem udał się do klasy. Za nim posłusznie podążyła Sakura, zapewne będąc w siódmym niebie, że wejdzie po dzwonku razem w brunetem. Bo co innego mogło oznaczać ich wspólne spóźnienie?

Jednak był jeszcze jeden szczegół, którego ta dwójka nie zauważyła, a mianowicie – ten trzeci. Naruto cichaczem śledził parę, gdyż ku jego zgrozie odkrył, że mają w tej samej sali co on. A to oznaczało tylko jedno.

Katastrofę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz