Naruto uśmiechnął się lekko, gdy przechodził akurat obok gabinetu Tsunade. Nie mógł odmówić sobie zajrzenia przez niewielkie okienko, mieszczące się w drzwiach do sekretariatu albo, jak kto woli – poczekalni, tym razem goszczącej samą elitę ich uroczej szkoły.
Kiba siedział naburmuszony, z całą pewnością zastanawiając się nad niesprawiedliwością tego świata.
Och, Naruto takie rozmyślania ma już chyba za sobą.
Blondyn uśmiechnął się jeszcze szerzej, a jego oczy zamigotały niczym dwa diamenty.
No... Przynajmniej na dzień dzisiejszy. Bo jutro z pewnością znów będzie musiał iść pod prąd. Albo pojutrze, zwarzywszy na karę, jaką dostaną jakże weseli chłopcy z ferajny.
W gabinecie, oprócz obrażonego na świat Inuzuki, był jeszcze Neji.
Hm... ten wspaniały Neji, który też potrafił stworzyć fascynujące przedstawienie. Pełne zaskakujących zwrotów akcji, efektów specjalnych i z mrożącym krew w żyłach finałem.
Uzumaki zaczął się zastanawiać, czy szkolna elita nie chodzi czasem na jakieś zajęcia teatralne. Wszyscy członkowie tej ekskluzywnej grupy byli doprawdy, wybornymi aktorami.
Kuzyn Hinaty ku zaskoczeniu Naruto, wydeptywał krąg w drewnianej, lśniącej podłodze, od czasu do czasu zatrzymując się i patrząc, albo nie, inaczej – gapiąc się na zegarek. Właśnie ten, na który podczas ostatniej wizyty Naruto w gabinecie dyrektorki, Sasuke Uchiha tak nienawistnie spoglądał.
No i teraz pora na naszego rodzynka. Dosłownie wisienkę na torcie, która stała przyczajona w mrocznym kącie i...
I patrzyła wprost na Naruto.
Blondyn spojrzał hardo w ciemne oczy, a na jego usta powoli i mozolnie wpłynął uśmiech satysfakcji tak wielkiej, że niemożliwym było, aby ten drań go nie zauważył. Ale Uchiha również się uśmiechnął. Lekko, prawie niezauważalnie. I jego uśmiech miał w sobie coś tak niesamowitego, że Naruto aż odsunął się od drzwi.
Uzumaki teraz mógł tylko z rosnącym napięciem patrzeć, jak Sasuke odrywa się od ściany, którą właśnie podpierał i sunie wolnym krokiem do wyjścia z sekretariatu. Przez małe okienko w drzwiach wciąż patrzy na Naruto, który aż skulił się w sobie. W uśmiechu tego cholernego drania była jakaś niema groźba, zapowiedź burzy śnieżnej, trzęsienia ziemi a może huraganu? Z pewnością kataklizmu.
Sasuke tuż przed otwarciem drzwi, odwrócił lekko głowę, mówiąc coś swoim przyjaciołom, po czym ponownie spojrzał na blondyna, teraz poświęcając mu już całą swoją uwagę. Wyszedł na korytarz.
Na jego ustach wciąż błąkał się ten niesamowity uśmiech.
- Naruto – powiedział cichym, hipnotyzującym i wibrującym jakąś dziwną emocją głosem. Biednemu blondynowi aż dreszcz przeszedł po plecach, kiedy usłyszał ten specyficzny niski i męski głos. – Buźka nie boli?
- Kiedy cię widzę, jakoś przestaje – warknął, przekrzywiając lekko głowę, tak, by grzywka opadła mu na oczy.
- Och, z pewnością. – Uchiha zaśmiał się złośliwie i jak na ironię, przekrzywił głowę w przeciwną stronę.
- Pozdrów ode mnie Neji'ego. Powiedz, że na gwiazdkę sprawię mu specjalny prezent i przedmucham Hinatę – mruknął cicho, mrużąc oczy i uśmiechając się lekko złośliwe. Nie przewidział jednak, że Sasuke skrywa w rękawie kolejnego asa.
- Hinatę? A ja myślałem, że nocami... – Chłopak przybliżył się do blondyna, który aż wciągnął ze świstem powietrze do płuc. Chwilę potem poczuł, jak Uchiha parzy jego biedne ucho swoim gorącym oddechem. - ... Trzepiesz sobie, myśląc o kimś innym.
- O kim? – mruknął, zachowując jeszcze – jakimś bliżej niewyjaśnionym cudem – trzeźwość umysłu.
- No, pomyśl... S.. Sa...
- Sa...? - powtórzył blondyn, ledwo rozeznając się w rzeczywistości. Bliskość bruneta przyćmiewała wszystko wokół. - Sasu...
Uchiha uśmiechnął się wrednie, cofnąwszy głowę.
- Proszę, proszę – powiedział, doskonale zdając sobie sprawę, że strzelił Naruto takiego gola, że po prostu wgniótł go w bramkę.
- Nie to miałem na myśli, głupku! – Naruto pchnął go lekko, jednak nie zdążył powstrzymać zdradzieckiego, parszywego rumieńca, który wpłynął na jego policzki. Uzumaki tłumaczył sobie, że był to rumieniec wściekłości.
- Naprawdę? – Sasuke przygryzł wargę w rozbawieniu.
Och, jak on musiał teraz sobie z niego kpić. Jak musiał się diabelnie cieszyć z tego.... Tego.... Przejęzyczenia! Bo przecież Naruto nie pucuje sobie torpedy myśląc o tym cholernym draniu, bądźmy poważni!
No.
- Cholera! Przestań mnie pedalić, dupku!
- Uzumaki – warknął ten przeklęty Uchiha jakimś dziwnym, gardłowym głosem. – Nie sądziłem, że twój ślimak tak reaguje na moją osobę, a myślałem, że to na widok Haruno się ślinisz.
- Najwyraźniej u ciebie tylko na myśleniu się kończy! – Syknął Naruto, w bezsilnej wściekłości zaciskając z całych sił swoją pięść.
Ależ go ona świerzbiła!
Jeśli któraś część jego ciała chce dotknąć tej cholernej, sportowej gwiazdki, to z pewnością nic innego jak jego p... pięść.
Naruto zamrugał zdezorientowany.
Czy przed chwilą ten pacan nie odkrył właśnie jego tajemnicy? Tego, że czuje mięte do Sakury?
Uzumaki przełknął ślinę, z nieskrywanym przestrachem patrząc na dumnego jak paw Uchihe. Gdyby pewność siebie mogła latać, tak jak głupota, ten debil z pewnością byłby pierwszym, który odkryje obcą cywilizację w kosmosie.
- Ale masz rację, Haruno nie jest zbyt wielkim obiektem pożądania. Musze ci powiedzieć, że jeśli chodzi o twój gust, to jest chyba najlepszą rzeczą, jaką dysponujesz.
Sasuke pił nie do uwielbienia Sakurą, a jego małego przejęzyczenia. Niewielkiej pomyłki, o której z całą pewnością nie da mu zapomnieć.
- Masz rację! Nie robię nic innego, jak walę sobie konia, myśląc o tobie! – Warknął na tyle głośno, że nawet nie zauważył, że wilk o którym mówili, zbliżał się do nich wielkimi susami. Idąca właśnie w ich stronę Sakura Haruno nie mogła tego nie słyszeć. Z pewnością chciała coś zagadać do Uchihy, jednak gdy tylko dotarł do niej sens słów Naruto, zatrzymała się w pół kroku, a jej lśniące buty błysnęły ostrzegawczo.
- Och, kochanie! – Sasuke jakby nigdy nic odwrócił się do dziewczyny, z szarmanckim, albo raczej szelmowskim uśmieszkiem.
Diwa szkoły zdębiała, dosłownie i w przenośni.
- Z dnia na dzień piękniejesz.
Chyba chciałeś powiedzieć – 'starzejesz się', przemknęło Naruto przez myśl, jednak przełknął tę ripostę i zmrużył oczy, zastanawiając się, co teraz przyjdzie do głowy temu cholernemu...
- Mam nadzieję, że przyjdziesz na imprezę. – Sasuke uśmiechnął się do niej niebezpiecznie. Do niej, albo do Naruto. Chłopak nie miał pewności, chociaż mógł podejrzewać, że ten specyficzny uśmiech jest zarezerwowany tylko dla niego.
Czasami naprawdę potrafi go zaszczyt kopnąć.
Ale tylko czasami.
- Tę za tydzień? W... piątek?
- W piątek.
Był początek października, dokładnie trzeci dzień tego miesiąca.
A za tydzień jest... dziesiąty.
Och, Sasuke jesteś największym skurwielem jakiego znam.
- Pewnie, że przyjdę! – Dziewczyna z pewnością miała wilgotno między nogami. I nie tracąc czasu, pożegnała się szybko z Uchihą, już pędząc, by powiedzieć o dobrej nowinie wszystkim swoim koleżankom.
Zostali sami.
Nie licząc oczywiście pojedynczych uczniów, którzy szybko przemykali korytarzem, śpiesząc do klas. Zbliżał się koniec długiej przerwy.
Ale oni nie byli ważni.
Liczył się tylko Sasuke.
- Co, Naruto? Przyjdziesz na imprezę? – Zapytał i oblizał bardzo powoli, prowokacyjnie wręcz swoje idealnie wykrojone, karminowe wargi.
- Po co? – Burknął, naprawdę przeczuwając coś niedobrego.
- Będzie Sakura.
- I co z tego? – Naruto nadął policzki, niczym małe dziecko, buntowniczo patrząc w czarne oczy rywala.
- A chcesz się przekonać, czym jest naprawdę Bom Bom?
Jeśli wrócić do motywu liczenia bramek, jakie nasi kochani chłopcy sobie strzelali, to teraz miało się wrażenie, że Uchiha – niczym zawodowy piłkach - strzela kolejnego z kolei gola do bramki blondyna, która zdecydowanie za często gościła w swojej poszarpanej siatce piłkę Sasuke. A Naruto był niczym zawodnik z podwórkowego klubu. I jeśli teraz nie chciał przegrać walkowerem z tym cholernym draniem, to musi przyjść na imprezę.
Nawet jeśli to oznaczało oddanie się w ręce Uchiha. Dokładniej – jego tyłka, do którego wciąż przecież brunet miał prawa, a jak dotąd nie mieli okazji, by Sasuke mógł wykorzystać przysługujące mu przywileje.
- To, jak? Przyjdziesz?
W odpowiedzi Naruto uśmiechnął się jedynie niebezpiecznie.
- O czym gadałeś z tym debilem?
- O imprezie.
Zapadła chwila głuchej ciszy. Kiba i Neij wgapiali się w niego z takim zdziwieniem, jakby właśnie się dowiedzieli, że Naruto masturbuje się, myśląc o nim.
Sasuke na wspomnienie rozmowy z blondynem zaśmiał się diabolicznie w myślach, jednak otwarcie pozwolił sobie jedynie na złowrogi uśmieszek.
Kiba zmrużył oczy, poruszając się nerwowo na swoim krześle. Neji stał na środku pomieszczenia z założonymi na piersi rękoma.
Obaj znali Sasuke na tyle, by wiedzieć, co się święci.
- Zaprosiłeś go – stwierdził Neji dziwnie pustym, płaskim głosem.
Uchiha spojrzał na nich tak, że naprawdę niepotrzebne były już żadne słowa.
- Co chcesz zrobić?
Od odpowiedzi na to niezwykle nurtujące pytanie, wybawiła go rozwścieczona dyrektorka we własnej, jakże złowrogiej osobie. Gwałtownie otworzyła drzwi swojego gabinetu i spojrzała na zebranych uczniów tak, że mimowolnie zimny dreszcz przeszedł po ich młodzieńczych ciałach, których z pewnością nie dosięgnął gniew Tsunade. Jeszcze.
- Proszę mi wytłumaczyć, co to, do jasnej cholery, miało być na tej hali? Bawicie się w wojny tureckie, czy aż tak bardzo chcecie zostać zawieszeni w swoich prawach?
- To... - Kiba spojrzał buntowniczo w oczy kobiety, chcąc zapewne powiedzieć jej, że i owszem toczą zaciętą wojnę, jednak to ten cholerny Uzumaki ją rozpętał, a oni są jedynie biednymi chłopcami z placu broni. Kiedy Sasuke jednak zobaczył minę dyrektorki, zrozumiał, że to jednak kobiety odpowiedzialne są za całe zło tego świata.
Inuzuka spojrzał z konsternacją na swoje buty, a Tsunade zwróciła się do Sasuke.
- O ile wiem, ty nie brałeś udziału w tej bójce – powiedziała, uważnie obserwując reakcję Uchihy. Z pewnością nie do końca wierzyła w sprawozdanie Jirayi, który bądź co bądź widział całe wydarzenie. I rezolutnie kibicował nadgorliwym pięścią uczniów.
Sasuke pokręcił przecząco głową, mając na tyle odwagi, by spojrzeć kobiecie w oczy.
- Więc? Co tutaj robisz? - Jej brwi uniosły się do góry, a spojrzenie zdało się mówić: 'nawet nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, co ci zrobię, jeśli udzielisz złej odpowiedzi'.
Nasza sportowa gwiazda mimowolnie przełknęła ślinę. Uchiha czuł presję równie wielką jak na mistrzostwach świata. Z tym małym wyjątkiem, że teraz miał wrażenie, iż na szali znajduje się - nie zwycięstwo w zawodach a całe jego życie, które w tej dziwnej sytuacji, zdawało się być naprawdę zasrane.
- Przyszedłem uzasadnić zachowanie Neji'ego i Kiby.
Tsunade zrobiła tak zdziwioną minę, że aż jej drugi podbródek znacznie się uwidocznił. Sasuke nauczony doświadczeniem, odwrócił wzrok od brody kobiety, by spojrzeć na jej biust. To był chyba najbezpieczniejszy punkt obserwacji, podczas rozmowy z Tsunade.
Wziął głębszy wdech.
- To było małe nieporozumienie – zaczął, jednak niedane było mu skończyć.
- Nieporozumienie?! To mordobicie nazywasz nieporozumieniem? Przecież ten cały Uzumaki o mało nie trafił do szpitala ze złamaną szczęką! – Krzyknęła, a jej drugi podbródek zadygotał niebezpiecznie. Sasuke odwrócił od niego szybko wzrok.
- Właśnie w tym problem, że to nieporozumienie wynikało ze źle zrozumianych słów. I... trochę moich przyjaciół poniosło. Chcieli bronić kogoś, kto... - chciał powiedzieć: 'kto i tak nie zasługuje na ochraniać, vel głupią cnotkę Hyuugę', jednak musiał zachować te słowa dla siebie.
- Kto...? – Ponagliła go Tsunade, z pewnością coraz mniej rozumiejąc jego słowa.
- Hinatę. Chcieli chronić Hinatę, ponieważ ktoś... - och, tak. Z pewnością ktoś niedobry. – Puścił plotkę o tym, że Naruto się z nią przespał.
Naprawdę nie chciał teraz patrzyć na miny swoich kumpli. Dla bezpieczeństwa skupił się, więc na biuście dyrektorki.
- To nie usprawiedliwia ich wyskoku!
- Nie może ich pani ukarać – wypalił w końcu, marszcząc lekko brwi. Nie miał zamiaru dłużej dożerać się z dyrektorką. Zlekceważył jej ciche prychniecie i spojrzał w oczy kobiecie. Później z całkowitą premedytacją zjechał na jej podwójny podbródek.
- Za niedługo zawody międzyszkolne. Nie może zabraknąć w nich najlepszych zawodników, prawda?
Zapadła chwila ciszy, w której dyrektorka patrzyła na niego podejrzliwie.
- Kiba nie jest najlepszym zawodnikiem – burknęła w końcu, jednak gdzieś tam pod swoich wielkim biustem, w swoim kobiecym, tyranicznym sercu wiedziała, że stoi na straconej pozycji. I odpowiedź Sasuke ugruntowała ją w tym przekonaniu.
- Jeśli oni zostaną zawieszeni, mnie także proszę odesłać w kwitkiem do domu.
Tsunade uśmiechnęła się niespodziewanie.
-Przez miesiąc, będziecie zostawać po zajęciach. Dodatkowo do odrobienia macie dziesięć godzin pracy na rzecz szkoły. A teraz jazda! – Krzyknęła i odwróciwszy się na pięcie, z niewyobrażalną siłą zamknęła drzwi do swojego gabinetu. Z sufitu ukruszył się tynk. Sasuke zapomniał zapytać, czy jakimś dziwnym sposobem on także został ukarany.
- Ktoś puścił plotkę?! – Warknął po długiej chwili milczenia Kiba, któremu z pewnością nie uśmiechało się odbywanie kary. Sasuke westchnął tylko cierpiętniczo.
- Za taką bójkę mogliście równie dobrze wylecieć, więc z łaski swojej siedź cicho.
- Jak dorwę tego cholernego Uzumakiego, to dokończę to, czego dzisiaj nie skończyłem – mruknął nagle Neji dziwnie spokojnym, przeraźliwie dziwnym, jakby odległym głosem. Sasuke zmarszczył brwi.
- Zaczekaj do imprezy.
Naruto siedział w klasie, w swojej ostatniej ławce, gdzie miejsce obok było wolne. Sasuke jeszcze nie przyszedł. Siedział teraz z pewnością u dyrektorki i zbierał burę. Chociaż ten dupek bezpośrednio nie uczestniczył w walce, Naruto był pewny, że każdy poznał się na jego cholernych gierkach.
Na lekcji francuskiego był bez wątpienia najgorszym uczniem w klasie. Ebisu, ich walnięty i zdrowo kopnięty nauczyciel obrał sobie za chyba za punkt honoru, zniszczenie Naruto. I robił to niezwykle metodycznie i skrupulatnie. Chociaż trzeba przyznać, że brakowało mu tej finezji, którą dysponował Uchiha.
A skoro już mowa o tym zimnym draniu...
Naruto kończył właśnie malować karykaturę przystojnego dupka, który na jego dziele z pewnością nie był taki fajny jak w rzeczywistości.
Nie! Stop!
Uchiha nawet w rzeczywistości nie jest fajny.
Na potwierdzenie swoich słów, blondyn zamalował mu przednie zęby, żeby wyglądało, jakby ich w ogóle nie miał. Szczerze powiedziawszy, to podobał mu się ten rysunek. Na nim Uchiha szczerzył się jak głupi do sera. Na zakończenie, już naprawdę nie mógł się powstrzymać, Naruto sprawił brunetowi świński nos.
Chłopak spojrzał z dumą na swojego arcydzieło godne mistrzów.
- Uzumaki! – Piskliwy, lekko zachrypnięty i wyraźnie poirytowany głos rozniósł się po klasie, automatycznie zwracając wszystkie głowy w kierunku Naruto. Blondyn spojrzał ze zgrozą na nauczyciela, który z pewnością wyłapał, że chłopak nie słucha.
Beznadzieja.
- Wytłumaczysz mi, co to jest derywacja regresywna – zażądał, z satysfakcją przyglądając się minie Uzumakiego.
Och, tak. Naruto nie był orłem z żadnego z uczonych w tej szkole języków, jednak o francuskim wiedział zdecydowanie najmniej. Albo nie, inaczej.
Naruto był zielony z teorii, zaś w praktyce był dosłownie mistrzem.
I oczywiście ta zasrana szkoła by to wiedziała, gdyby wszyscy nie skreśliliby go zaraz na początku. Naprawdę mógłby udowodnić to niejednej chętnej lasce, albo...
Drzwi skrzypnęły cicho, a w klasie pojawił się Uchiha. Ze swoim lekko kpiącym uśmieszkiem i tym cholernie seksownym błyskiem w oku. Naruto usłyszał, jak dziewczyny siedzące obok niego wzdychają z uwielbieniem. Jednak to nie na nie spojrzał Sasuke, kiedy po krótkich wyjaśnieniach, dlaczego go nie było, skierował się do swojej ławki.
Uzumaki zmarszczył brwi i jakoś mimowolnie zagryzł wargę, również patrząc na Uchihe.
- Nie rozumiem, czemu upodobniłeś mnie do siebie – szepnął w końcu, gdy zajął już swoje miejsce, a Ebisu zaczął kontynuować swój wywód, chyba zapominając o dręczeniu Naruto. – Na rysunku – dodał, patrząc uważnie na swoją karykaturę.
- Daruj sobie! - prychnął tylko Uzumaki, z zażenowaniem wyczuwając lekkie gorąco na swoich policzkach.
Zarumienił się, bo właśnie pomyślał sobie, czy Sasuke nie chciałby sprawdzić, jak dobry jest w praktycznym francuskim.
Klnąc na swoje krnąbrne myśli, po raz pierwszy zajął się lekcją.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz