sobota, 16 października 2010

Bom Bom! 18

 Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, w zimnym królestwie mieszkała pewna piękna, dobra królewna. Królewna miała dużo przyjaciół, kochających rodziców i jedno wielkie marzenie – chciała, by jej książę z bajki ją pokochał. Chciała, by pokochał jej duże, błyszczące czoło, trochę nieświeży oddech, kilka pryszczy wyskakujących zawsze przed okresem, rozstępy na pośladkach i pewne dwie blizny tak pieczołowicie chronione, będące jej wielką tajemnicą.

Księżniczka chciała, by kiedyś ich pierwszy pocałunek roztopił lodowate serce księcia i – jak to bywa we wszystkich bajkach – żyli długo i szczęśliwie w pięknym, wspaniałym pałacu księcia rządząc mądrze i sprawiedliwie śnieżną krainą.

Księżniczka była jednak sprytną osobą i wiedziała, że dobre zakończenie nie jest możliwe bez pokonania potwora.

Ale kim był potwór?

Pewna dobra czarodziejka powiedziała naszej księżniczce, że potwora w śnieżnej krainie jeszcze nie ma. Musi na niego zaczekać.

- Cierpliwość jest cnotą. – Do dziś księżniczka pamięta słowa dobrej wróżki. Doskonale pamięta też, co jej wówczas odpowiedziała.

- Ja chcę swoją cnotę zachować dla księcia z bajki. Dlatego będę cierpliwa, będę czekać.

Jak wszystkim wiadomo, każde czekanie się kiedyś kończy.

Księżniczka wiedziała, że przyszedł jej czas. Dopiero teraz rozpocznie się prawdziwa historia, prawdziwa baśń.

Potwór przybył do śnieżnego miasteczka i teraz zmierza na bal. Kobieca intuicja podpowiadała księżniczce, że na balu między potworem a księciem z bajki rozegra się straszliwa bitwa. A królewicz zwycięży dzięki miłości księżniczki, jej dobroci, mądrości i urodzie. Tego nasza królewna była pewna.

- Cholera, ale jestem brzydka – mruknęła księżniczka, stojąc właśnie przed lustrem, w swoim wielkim, złotym pałacu, a dokładniej w jej różowym pokoju ze snów. Z rogu patrzył na nią ukochany z tym seksownym błyskiem w oku i cwanym uśmieszkiem. Wprawdzie patrzył tylko ze zdjęcia, przyklejonego w rogu lustra, ale pominąwszy niektóre zbędne fakty – po prostu rozbierał ją wzrokiem.

Księżniczka uśmiechnęła się do niego zalotnie i aż zamarła.

- Sasuke – głos zadrżał jej wyraźnie, jednak starała się trzymać dzielnie. – Będziesz musiał pokochać jeszcze tę zmarszczkę koło mojego lewego, zielonego i cudownego oka.

- Kochanie! – Dziewczyna podskoczyła zaskoczona. To jej rodzicielka stała w różowych drzwiach jej pokoju i przypatrywała się jej z miłością, z czułością. – Czym jest ta jedna zmarszczka przy twojej urodzie?! – Wykrzyknęła i Sakura Haruno, księżniczka zimowej krainy musiała się z nią zgodzić.

- Dzisiaj on będzie mój – zmrużyła oczy tak, że pojawiły się następne zmarszczki do kochania.

Zimny, przeszywający i wręcz mrożący krew w żyłach wiatr, zatańczył wokół Naruto, gdy tylko chłopak dotarł na miejsce.

Pensjonat Sasuke Uchiha, miejsce dzisiejszej imprezy organizowanej specjalnie dla pana Uzumakiego.

Mieszkając prawie miesiąc w śnieżnym miasteczku jeszcze nigdy nie widział pałacu tego dupka z bliska. Intuicja, instynkt zwierzęcy, czy boża opatrzność nakazywała mu trzymać się z dala od tej kolebki zła. A jak wiadomo do zła ciągnie.

Był cholernie ciekaw tego, co też Sasuke skrywa za swoim idealnym życiem. Jaką tajemnicę, jaki sekret ukrywa przed całym światem...

Tylko tutaj mógł znaleźć odpowiedź. I skąd niby biedny Naruto miał wiedzieć, że owa odpowiedź nadejdzie szybciej niżeli by się można było spodziewać?

Powiem nawet więcej, gdy poszedł do kolebki zła, jego anioł stróż zniknął. Zamiast tego inny anioł postanowił być jego opiekunem.

Chcecie się przekonać jaki?

- Cześć Naruto.

Panie i panowie, w końcu nadeszła chwila, na którą wszyscy czekali. Proszę usiąść wygodnie w fotelach, dla bezpieczeństwa odstawić wszystkie napoje oraz jedzenie, jeśli chcecie przed czytaniem, możecie również skorzystać z toalety.

A teraz co?

Najwyższa pora zacząć imprezę!

Sasuke był zły. Zły? był cholernie wściekły! Czuł, że zaraz wybuchnie. Eksploduje jak dynamit i tyle będzie z tej wielkie balangi.

Impreza trwa już godzinę, towarzystwo bawi się w najlepsze i Sasuke również mógłby do nich dołączyć, ale...

No właśnie, to cholerne, pieprzone 'ale' nazywa się Naruto Uzumaki i... go nie ma!

Jeśli ten kretyn go olał, to Uchiha go zabije. Zostanie aniołem śmierci dla tego blond-idioty i przeprowadzi najbardziej bezlitosna, najbardziej bezwzględną egzekucję, jaką widział świat. A później Naruto go przeprosi i zostanie jego niewolnikiem i...

Z krainy brutalnych marzeń wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi wejściowych.

Aktualnie stał przy wielkich drzwiach, opierając się nonszalancko o jeden z drewnianych filarów, umieszczonych w głównym holu. Jego mały punkt obserwacji znajdował się nieco z tyłu tak, że miał idealny widok na drzwi wejściowe, jednocześnie nie rzucając się w oczy zgromadzonym. Kilka egzotycznych roślin, zdobiących hol zasłaniało go przed wścibskimi spojrzeniami.

Mógł bezkarnie gapić się na przychodzących, wychodzących i tych, którzy nie wiedzieli, co mają ze sobą zrobić.

A ludzi było dużo. Była elita, była jego paczka, była Sakura – tutaj trzeba zrobić sugestywną przerwę, a i była jeszcze Hinata Hyuuga, której dekolt był chyba dłuższy od maratonu, naprawdę! Tak więc, było już wystarczająco dużo ludzi, by Sasuke mógł zacząć swoje przedstawienie, jednak... główna gwiazda się nie zjawiła.

No i Sasuke miał problem.

Warknął pod nosem, gdy zegar wybił dziewiętnastą.

Nie może wiecznie czekać na tego kretyna. Jeśli się nie zjawi, Sasuke może równie dobrze swój mały plan zrealizować w szkole, jednak...

Tam nie będzie Bom Bom!.

Ignorując wołających go do zabawy kumpli i uśmiechające się zalotnie dziewczyny, skierował się na drugie piętro, do swojego pokoju. Musiał przygotować towar do zabawy.

Naruto stał i szczerzył się do siebie jak głupi.

Dobrym aniołem stróżem okazał się nie kto inny jak... brat tego dupka! Tak, właśnie tak, dobrze słyszycie.

Itachi Uchiha to naprawdę równy facet, który jako jeden z nielicznych nie skreślił go na starcie. Ba! Można powiedzieć nawet więcej: Itachi go polubił, a Naruto polubił Itachiego.

I...

Było coś jeszcze, coś niesamowicie fascynującego, intrygującego – była tajemnica.

Itachi nie wiedząc czemu, zdradził naszemu kochanemu blondynowi sekret tak straszny, że w zasadzie Naruto powinien przestać się uśmiechać.

Sasuke miał idealne życie, jednak...

Pamiętacie zabawkowy karabin maszynowy, który Naruto chciał dostać w dzieciństwie? Teraz przyszła pora na rozwiązanie zagadki związanej z prezentem dla małego Uzumakiego.

Blondyn dostał ten karabin. Dostał najpiękniejszy, najfajniejszy karabin, jaki kiedykolwiek widział. Z cholernie fajnymi nabojami, z celownikiem, który był jak prawdziwy i wtedy był najszczęśliwszym dzieckiem na świecie.

Ale teraz...

Teraz stało się coś, czego Naruto nie mógł przewidzieć. Jego zabawkowy karabin maszynowy, jaki wydawało mu się, że teraz, na tej imprezie również dostanie zamienił się w coś niebezpiecznego – zamienił się w prawdziwą broń.

Naruto trzymał ją w rękach i mógł strzelić do Sasuke. Zgładzić go jednym, dwoma strzałami. I byłoby koniec poniżania biednego Uzumakiego, nienawiści do chłopaka i śmiania się z Naruto. Wszyscy w końcu zaczęliby go szanować, bo Sasuke stałby mu się posłuszny.

Naruto znał sekret, który mógł na zawsze zmienić życie Uchihy.

- Cholera – chłopak westchnął ciężko, wstając z przyjemnie wygodnego łóżka i podchodząc do pułki. Ktoś od dłuższego czasu go obserwował i teraz chciał w końcu się z nim zapoznać.

Naruto był teraz w pokoju Sasuke. Sam Itachi go tutaj zaprowadził i powiedział, że jeśli chce może zobaczyć środowisko naturalne tego małego, nadętego dupka. Miło było usłyszeć, że starszy brat snowboardowej gwiazdy używa takich samych epitetów jak Naruto.

Tak więc, Uzumaki był teraz w pokoju Sasuke i podziwiał środowisko naturalne tego małego, nadętego dupka.

Chcecie wiedzieć, jaki pokój miał Sasuke?

Pokój Sasuke był średnich rozmiarów, ale na pewno większy niż cztery kąty Naruto. W prawdzie widoki zza okna nie były jak z bajki, jednak wnętrze było tak imponujące, że krajobraz z zewnątrz nie stanowił w tym momencie priorytetu.

Ściany w odcieniu wina. Głęboko czerwone, hipnotyzująco ciemnego wina. Nowoczesne, ciemno-orzechowe meble przyjemnie współgrały z otoczeniem. W pokoju nie było ciemno, nie było ponuro, czy przytłaczająco. Mały azyl Uchihy był po prostu przytulny, jakkolwiek przytulna może być jama węża, oczywiście. A nieco jaśniejsza od wszystkiego podłoga gościła miodowy dywan. Czy był równie puszysty, co dywan w pokoju Naruto? Pan Uzumaki przekonał się, że jednak nie. Ale dywan Sasuke był ładny.

Z lewej strony drzwi, zaraz pod ścianą znajdowało się niskie - ku zdziwieniu Naruto – dwuosobowe łóżko. Dla odmiany kołdra była wyjątkowo puszysta i aż chciało się w niej utonąć. Naruto jednak ograniczył swoje dziwne popędy, jedynie do niepewnego spoczęcia na skraju łóżka.

I chociaż pokój nie był wcale taki duży, Sasuke upchał tutaj kanapę i sporych rozmiarów telewizor. Telewizor umieszczony był po przekątnej łóżka, jednak przez zasłaniającą go kanapę, Sasuke nie mógł oglądać pornosów pod kołderką – musiał przenieść się na skórzaną sofę w odcieniu mlecznej czekolady i sofa naprawdę się Naruto podobała. Co z tego, że szukał na niej podejrzanych, białych śladów? Chociaż nie znalazł żadnego. Najwyraźniej Uchiha dobrze zaciera dowody po swoich maratonach z gołymi panami... znaczy paniami.

I Naruto naprawdę nie chciał słuchać tego cholernie irytującego głosiku, który mówił mu, że gołe panie, snowboardowy król przyjmuje jednak w swoim dwuosobowym łożu, a pornosów ktoś taki jak on raczej nie ogląda.

Ciche westchnienie wydobyło się z ust Naruto zanim chłopak zdołał zdać sobie z tego sprawę.

Nieco dalej od okna znajdowało się duże biurko, a na nim czarny laptop, drogi jak wszystko tutaj. Całkiem po lewej ścianie były komody, w których Sasuke trzymał ciuchy, bokserki, skarpetki, książki i... medale.

Medale schowane były w ostatniej szufladzie jednej z szaf. I Naruto jeszcze nigdy nie widział tylu nagród na raz.

Kurwa, on nawet jednej nie miał! Ale mniejsza z jego - przez nikogo niedocenionym - talentem.

Zdziwiło go to, że ten dupek nie miał ich na wierzchu, na jakimś specjalnym podwyższeniu, za szybą, cokolwiek, nawet na podłodze. Naruto był w głębokim przeświadczeniu tego, że Uchiha nawet w łazience, nad kiblem będzie miał powieszone swoje trofea, żeby je podziwiać w każdych okolicznościach.

Ale jak się okazuje, Sasuke potrafił zaskoczyć.

Na wierzchu, oglądając światło dzienne znajdowały się tylko trzy puchary i jeden, jakiś tam, medal.

Naruto uznał jednak, że kiedy indziej je poogląda.

Sasuke miał w pokoju coś, co przykuło uwagę dużo bardziej, niż medale.

W końcu podszedł do obserwatora.

Uchiha otworzył drzwi, o mało nie wyrywając ich z zawiasów. Był cholernie wkurzony i...

I wtedy go zobaczył.

Naruto Uzumaki stał i gapił się właśnie na Orochimaru. Chłopak podskoczył zaskoczony, gdy tylko drzwi otworzyły się z hukiem.

- Co ty tutaj, do jasnej cholery, robisz?! – Przywitał się Sasuke, sam nie wiedząc, czy ma się cieszyć, czy wprost przeciwnie.

Urocze 'ale', którego jeszcze kilka chwil temu brakowało, odnalazło się. I było w jego pokoju, drugi fakt niezbyt się Sasuke spodobał.

- Nie ma się węża w spodniach, to chociaż ma się w pokoju, co? – Naruto uśmiechnął się do niego wesoło i popukał w szybkę, by zobaczyć, jak Orochimaru syczy na niego groźnie.

Sasuke patrzył się na to z nieskrywaną fascynacją. Jeszcze kilka godzin temu myślał o tym, jak jego wąż i Naruto są do siebie podobni, a teraz dwie jego pasje stoją naprzeciwko siebie i... co?! Co on właśnie powiedział? Dwie jego pasje?! Naruto nie jest jego pasją!

Wszedł do pokoju i zamknął drzwi, z przyzwyczajenia nawet przekręcił klucz w drzwiach.

- Co robisz? – Naruto był bystrym chłopcem i to zauważył. A Sasuke uśmiechnął się niebezpiecznie.

- Chcesz zobaczyć, jak Orochimaru się bawi? – Uwielbiał to. Wiedział, że jego głos, spojrzenie, jego błysk w oku rozpraszają. Uwielbiał prowokować. Zwłaszcza Naruto. I ta nonszalancja, władczość, pewność siebie...

- Z tobą? – Uzumaki uśmiechnął się niebezpiecznie. Ciepłe światło odbijało się, ba! Wręcz topiło się w jego jasnych włosach. Aż miało się ochotę ich dotknąć.

Sasuke podszedł bliżej chłopaka.

Och, tak.

Widział, jak Naruto na niego patrzy. I jego spojrzenie, spojrzenie tych cholernie niebieskich oczu naprawdę podniecało.

- Kto cię tutaj przyprowadził? – Sasuke stanął naprzeciwko chłopaka. Był wyjątkowo blisko, by czuć jego świeży oddech, zapach jego perfum, widzieć ten zawadiacki błysk w oku, a jednocześnie znajdował się wyjątkowo daleko – nie mógł dotknąć blondyna. Jeszcze.

- Nie cieszysz się, że tutaj jestem? – Uzumaki wyprzedził jego ruchy, to on dotknął ciała Sasuke.

- Nie.

- Za to ja się cieszę. Mam cię tylko dla siebie – Naruto uśmiechnął się niebezpiecznie i powoli, drażniąco przejechał palcem wzdłuż szyi bruneta. Odchylił kołnierzyk jego czarnej, eleganckiej koszuli i...

Sasuke złapał jego rękę, zanim ciekawskie palce zaszły za daleko.

- Nie uwierzę, że sam tutaj przylazłeś. - Ujął jego nadgarstek w żelaznym uścisku tak, że biedny Naruto aż syknął. – Kto cię tutaj przyprowadził? – Powtórzył swoje pytanie i tym razem jego głos przybrał na sile, ostrości i Naruto musiał odpowiedzieć.

Jednak jak wiadomo Naruto nigdy nie robi tego, co musi.

- To pyton królewski, prawda? – Odwrócił się w stronę dużego terrarium i jeszcze raz spojrzał na węża. Lampka oświetlająca jego śliskie, lśniące ciało, ten cały egzotyczny wzór, te niesamowite oczy. Oczy mordercy.

I język.

Węże na języku mają umieszczone receptory węchu i ruchu, jednak... czy język Orochimaru jest tak sprawny, jak ludzki? Chciałoby się wręcz powiedzieć, czy jest tak samo sprawny jak ten Naruto? Sasuke kiedy, dawno temu prawie się o tym przekonał.

Uchiha uśmiechnął się do siebie, uśmiechem numer sześć, swoją drogą był to chyba najlepszy jego uśmiech.

Uśmiech na pograniczu rozkoszy i przerażenia tych, którzy go oglądali.

Przybliżył się do Naruto, wręcz naparł ciałem na jego plecy. Teraz nie można było powiedzieć, że nie czuje blondyna całego.

Czuł.

Każdy mięsień, to cholerne, uzależniające wręcz ciepło i ten zapach. Czuł go jeszcze dokładniej.

Mmm... tak, właśnie tak. Przekrzywił głowę tak, że teraz jego usta znajdowały się naprzeciw miękkiej, kuszącej, złotej szyi. Jasne kosmyki włosów łaskotały Sasuke w policzki.

- Naruto... - Jego głos był zachrypnięty, cichy i jak zwykle – cholernie hipnotyzujący. Uzumaki wciągnął ze świstem powietrze, o mało nie mrucząc.

Sasuke uśmiechnął się jeszcze szerzej. No dalej, pokaż mi jak ci się to podoba...

Powoli dotknął zamku w jego białej, sportowej bluzie.

Jakie rarytasy kryje za nią blondyn?

Najwyższa pora się przekonać.

Zaczął powoli odpinać zamek i z zafascynowaniem obserwował grę emocji na twarzy Naruto. Widział niepewność w jego niebieskich oczach, gorszący uśmieszek i uroczy, naprawdę uroczy rumieniec na policzkach. Kiedy Sasuke już odpiął białą bluzę chłopaka i dotknął paska jego spodni, oczy blondyna zapłonęły.

I to była chyba najlepsza rzecz, jaką Uchiha kiedykolwiek widział. Jaka szkoda, że musi to niszczyć.

Ale przed dotknięciem twardego, umięśnionego brzucha blondyna nie mógł się powstrzymać.

Dopiero później to zrobił.

- Sasuke! – Naruto syknął głośno, gdy Uchiha złapał mocno za włosy i pociągnął jego głowę w tył, tak, że musiał oprzeć się na ramieniu tego dupka.

- To jak będzie? – Głos bruneta po prostu wibrował, wibrował tą zmysłowością, nonszalancją, pewnością siebie i czymś jeszcze, czymś co można było nazwać znakiem firmowym Uchihy – głos Sasuke wibrował jeszcze tą czystą złośliwością, sarkazmem jaki niewielu ludzi posiadało.

Naruto uśmiechnął się lekko, mrużąc oczy i odchylając głowę, by spojrzeć prosto w oczy tego nadętego dupka, który wciąż się nad nim pochylał. I parzył oddechem wrażliwą skórę na szyi...

Agr! Głupi Uchiha!

- Powiesz mi, kto cię tutaj przyprowadził?

On to zrobił specjalnie. Ta cholerna, sportowa gwiazdka snowboardu specjalnie wysunęła właśnie język i oblizała zmysłowo swoje karminowe wargi.

Sasuke lubi się bawić ludźmi, prawda?

Przekonajmy się, czy Naruto też jest dobry w takich zabawach.

- Ktoś, kto zna twoje wszystkie tajemnice, Sasuke – mruknął wprost w usta tego dupka. I to było tak strasznie... niebezpiecznie. Dla niego, dla Uchihy i chyba dla całego śnieżnego miasteczka. Naruto też oblizał swoje usta.

Pan Uzumaki lubił niebezpieczeństwo, dlatego jeszcze bardziej przybliżył się do Sasuke. Teraz ich nosy się stykały. Jeśli by tylko chciał, mógłby...

Zadać Sasuke ostatni cios.

- Pobawmy się myszkami z Orochimaru – westchnął w końcu.

Miał cholernie dobrego asa w rękawie, ale... wykorzysta go kiedy indziej.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz