piątek, 30 lipca 2010

Bom Bom! 10

 Stał na szczycie śnieżnej rampy, z niesamowitym spokojem wymalowanym na twarzy. Patrzył na tłum, który już zebrał się u podnóży stoku. Niebo z każdą kolejną chwilą, zmieniało swoją barwę na coraz ciemniejszą. Kilka, jak na razie niegroźnych obłoczków świadczyło o tym, że noc może okazać się dużo chłodniejsza, niż zapowiadano w prognozie pogody. Powoli budzące się do życia światła na stoku, już raziły swoją mocą.

Zmrużył oczy, szukając wśród gapiów blond czupryny.

Gdy wychodził z szatni widział, jak ten kretyn rozmawiał w najlepsze z Hinatą Hyuugą, kuzynką Neji'ego, która chyba jako jedyna, nie żywiła nienawiści do 'nowego'.

I nie wiedząc czemu, irytowało go to jeszcze bardziej.

Ale nie był gówniarzem, nie chodziło mu bynajmniej o to, że Uzumaki znalazł sobie jakiegoś sojusznika. Przecież wiedział, że prędzej czy później i tak w końcu ktoś się do niego przekona.

Sasuke irytował się zupełnie innym, dużo bardziej niepokojącym faktem.

Wkurzało go niemiłosiernie to, że podczas rozmowy, Uzumaki zdawał się być taki radosny. Przecież to Hyuuga, do cholery! – Warczał głos w jego głowie. Ta Hyuuga, która nigdy nie odzywa się do żadnego faceta, która czerwieni się, gdy ktoś powie słowo 'penis', która ma nos w książkach i jest dziedziczką rodzinnej fortuny, chociaż to Neji na nią zasługiwał.

Sasuke uśmiechnął się, tym razem nie z kpiną, ironią czy nawet radością. Uśmiechnął się smutno.

Och, ta historia mu coś przypominała.

Głuchy gong i muzyka, która rozległa się zaraz po nim, wyrwała go z otępienia.

Nie będzie sobie zawracał głowy jakąś dziewuchą. Później się z nią rozprawi.

Rozpoczął swój zjazd, zupełnie zapominając nawet o tym, że tak zależało mu, by Uzumaki oglądał jego trening.

Sasuke był niekwestionowaną młodą gwiazdą snowboardu. Ktoś, kto siedział w tej branży, momentalnie, słysząc nazwisko 'Uchiha', wiedział o kogo chodzi. Sasuke był z pewnością najlepiej zapowiadającym się zawodnikiem, nawet nie najbliższych sezonów. Przed młodym Uchihą rozciągało się pasmo wielkich możliwości, zapisania się w historii sportu i USA, jako jeden z najlepszych zawodników.

W końcu to do niego należy zeszłoroczny rekord świata, który z pewnością długo nie zostanie pobity. Chyba, że przez niego.

Konkurencja, w której Sasuke był niewątpliwie najlepszy nosiła nazwę Halfpipe. Krótko mówiąc, polegała na zjeździe po śnieżnej rynnie, z jednoczesnym wykonywaniem akrobatycznych rewolucji. W tej konkurencji liczyła się przede wszystkim wysokość skoku, pod uwagę brano również trudność oraz złożoność ewolucji, a na końcu, wiadomo – lądowanie.

Zjazd nie trwał dłużej niż dwie minuty, więc Sasuke miał naprawdę niewiele czasu, by zademonstrować szeroki wachlarz swoich umiejętności.

Dzisiejszego ranka, wraz z trenerem wprowadzili przedostatni element do układu Uchihy, który miał zaprezentować na pierwszych, otwierających tegoroczny sezon zawodach.

Z lekkim uśmieszkiem wykonał najtrudniejszą ewolucję, słysząc, jak publiczność wstrzymuje oddech w napięciu. Gdy bezbłędnie wylądował, przyjął głośne brawa, obwieszczające mu, że dzisiaj przeszedł samego siebie.

Po przekroczeniu czerwonej linii rampy, odetchnął z ulgą, szybko zjeżdżając w dół stoku, gdzie już czekał na niego jego trener.

- Dobra robota, Sasuke – mruknął do niego mężczyzna, na pozór obojętnym, prawie, że znudzonym tonem, zapisując coś w swoim notatniku. Sasuke wiedział jednak, że Kakashi, jest wniebowzięty, i przeczuwał już przyszłe zwycięstwo swojego podopiecznego.

- Teraz Neji? – Zapytał brunet, jednak odpowiedź przyszła sama, wraz z jego kumplem stojącym już na szczycie Halfpipe i czekającym na zjazd.

Neij Hyuuga był drugim z kolei najlepszym snowboardzistą w miasteczku. Sasuke, odkąd pamiętał, trenował z o rok starszym kolegą, razem jeździł z nim na zawody i razem cieszyli się ze swoich zwycięstw. Chociaż to zazwyczaj Sasuke stawał na najwyższym podium. Neji nie był dużo gorszy i tak samo jak młody Uchiha, miał szansę wzięcia udziału w przyszłorocznej olimpiadzie. Ten sezon miał pokazać, w jakiej są formie.

Sasuke z uwagą śledził każdy, nawet najmniejszy ruch swojego przyjaciela.

Ich układy były dość podobne pod względem technicznym, a jednak zupełnie różne, zawierając w sobie niepowtarzalne elementy. Każdy z nich dysponował niezwykłym asem w rękawie.

Uchiha zmarszczył brwi, gdy Neji z trudem wylądował po jednym ze skoków. Trzy punkty mniej, przyszło mu na myśl, już z przyzwyczajenia kalkulując jakiego wyniku mogliby się spodziewać po swoich zjazdach.

- Jest za sztywny, źle się wybił – mruknął Kakashi, skrobiąc coś w swoim notatniku. Sasuke skinął jedynie głową. – Ty też musisz trochę dopracować wybicie. Tak, jak wybijałeś się w ostatnim sezonie, zwłaszcza Method Air – Kakashi bezwzględnie zauważył najsłabszy punkt Uchihy.

- Na Big Air jakoś nie mam z tym problemu – mruknął, słusznie zauważając, że w innej konkurencji snowboardowej - dokładnie na skoczni, jeden z trudniejszych trików – Method Air, wychodzi mu dużo lepiej niż na Halfpipe.

- Ale to nie na Big Air będziesz występował w zawodach! – Kakashi spojrzał na niego surowo, co oznaczało koniec tej bezsensownej – według trenera – wymiany zdań i powrót do własnych obowiązków. Sasuke westchnął jedynie, postanawiając, że najwyższa pora rozejrzeć się za Uzumakim. Uznał jednak, że lepiej będzie jeszcze zaczekać na Neji'ego. W końcu to jego kuzynka szlaja się z Naruto.

- Jestem z Los Angeles – odpowiedział na zadane przez Hinatę pytanie i uśmiechnął się do niej rozbrajająco, z rosnącym niepokojem patrząc na jej powiększający się z każdą chwilą rumieniec. W pewnych momentach przybierał on niezdrowego, szkarłatnego koloru i Uzumaki obawiał się, że dziewczyna dostanie jeszcze wylewu. – Jesteś chora?

- Nn...n...ie - Brunetka wyjąkała z trudem, wycierając wierzchem dłoni krople na czole.

Naruto ze zdziwieniem zauważył, że dziewczyna poci się jak świnia.

- Wcześniej trenowałem surfing – poinformował ją wesołym tonem, chcąc nieco rozluźnić atmosferę między nimi.

- Naprawdę? – Usłyszał niski, wibrujący głos i przymknął oczy, klnąc w duchu na swojego pecha. Powoli odwrócił się w stronę pewnego przystojnego, wrednego, złośliwego osobnika, który uśmiechał się do niego kpiąco.

- Naprawdę! – Wysyczał przez zaciśnięte zęby, obrzucając swojego cholernego wroga oraz jego kolegę nienawistnym spojrzeniem.

Dopiero po chwili zorientował się, że coś z kumplem Uchihy jest nie tak. Przyjrzał mu się uważnie, najpierw zauważając niezwykłe podobieństwo do Hinaty, później minę, jak z programu „Mamy Cię!", a na końcu wyraz twarzy, jaki mieli z pewnością przyszli mordercy.

Uzumaki mimowolnie uśmiechnął się szeroko, wręcz uprzejmie do przyjaciela Sasuke.

- Fajną masz siostrę! – Rzucił radośnie, w ostatniej chwili wymijając mknącą w jego stronę pięść długowłosego chłopaka.

- Neji! – Krzyknęła Hinata, przytomniejąc i powstrzymując bruneta przed kolejnym ciosem. Niestety, chłopak zdążył się jej wyrwać i już zmierzał do Naruto z niebezpiecznym błyskiem w oku.

Uzumaki przez chwilę się nawet bał.

Jednak chwila trwała do momentu, aż złapał się pierwszej lepszej rzeczy, prawie wskakując na nią i...

Jezus Maria.

Silne ramiona objęły go w stanowczym uścisku.

Neji zatrzymał się, gotowy chyba zaniechać przeprowadzenia krwawego zabójstwa na Uzumakim. Jedyny plus w zaistniałej sytuacji jest taki, że Hinata straciła swój krwisty rumieniec. Chociaż może on był zdrowszy od bladego, prawie że trupiego koloru, który teraz nawiedził jej twarz? Kilku stojących najbliżej ludzi, również spojrzało na Naruto dziwnie. Na Naruto i jego wybawcę...

- Uzumaki – usłyszał cichy, ociekający ironią głos. Poczuł gorący oddech na swojej skórze i mimowolnie przeszedł go dreszcz. Niebezpieczny dreszcz, trzeba dodać. – Naprawdę, jesteś taki naiwny...

- Co? – Naruto zmarszczył brwi w geście niezrozumienia, które pogłębiło się, gdy tylko dłonie Uchihy, niczym dwa niebezpieczne węże, zaczęły sunąć wzdłuż jego tułowia. Sasuke powoli odwrócił go tyłem do siebie i przed oczami Naruto stanęły właśnie jakieś straszne, pornograficzne wręcz sceny, które skończyły się tak szybko, jak się zaczęły. Silny uścisk na nadgarstkach sprowadził go na ziemię.

- Jesteś taki naiwny... - Powtórzył brunet, wciąż szepcząc do Naruto takim niskim, hipnotyzującym głosem. – Myślisz, że cię obronię? – Dokończył, wykręcając boleśnie nadgarstki blondyna. Chłopak syknął głośno, wyrywając się z uścisku Uchihy.

- Wal się! – warknął, już naprawdę poirytowany zachowaniem bruneta.

W co ten drań z nim pogrywa, do jasnej cholery?!

Zacisnął mocniej pięści, mając ochotę dowalić mu po raz kolejny. Zedrzeć z jego twarzy ten kpiący uśmieszek i pokazać mu, że...

Niestety. Naruto nie zdążył się nawet porządnie zastanowić, co też chciałby pokazać Sasuke, gdy kolejna silna dłoń odwróciła go od Uchihy.

- Nie waż się nawet spojrzeć na Hinatę, rozumiesz?! – Białe oczy pełne gniewu i nienawiści patrzyły na niego tak, jakby miały przed sobą właśnie jakiegoś wstrętnego robala, którego tylko sekundy dzielą od rozgniecenia.

Uzumaki drgnął.

Neji patrzył na niego zupełnie inaczej niż Sasuke.

I przez chwilę – w przypływie jakiegoś kosmicznego porażenia mózgowego – poczuł nić sympatii do Uchihy. Ku jego ogromnemu szczęściu chwila minęła bardzo szybko. Minęła właśnie wtedy, gdy Neji odbił swoją pięść na twarzy Uzumakiego.

I to przesądziło o wszystkim.

O tym, co miało nastąpić za kilka sekund, pięć minut, oraz pół godziny, a później następnych dniach w tym zasranym miasteczku.

Naruto rzucił się na bruneta z furią, jakiej nigdy nie czuł.

Och, nie... Oczywiście, że nie.

Naruto czuł kiedyś, bardzo dawno temu równie wielki gniew.

I doskonale pamiętał jego konsekwencje. Konsekwencje, które bądź co bądź wyszły mu na zdrowie.

W końcu to przez pobicie tych błaznów, jedenaście lat temu trafił do poprawczaka.

- Ty skurwysynu! – krzyknął, z całej siły uderzając Neji'ego w twarz. Odepchnął od siebie Hinatę, która próbowała go powstrzymać i po raz kolejny zaserwował długowłosemu dupkowi uderzenie smoka, poetycko mówiąc. Na deser już miał mu dać kopniaka w krocze, z nadzieją, że tym właśnie śmiałym gestem go wykastruje, jednak Neji otrząsnął się z otępienia i uderzył blondyna prosto w nos. Ból na kilka chwil przysłonił Naruto obraz, a w między czasie jego przeciwnik uderzył go jeszcze w brzuch i z pewnością dostałby jeszcze kilka naprawdę mocnych uderzeń, niczym z jakiegoś filmu o wschodnich sztukach walki, jednak jedno słowo uratowało jego tyłek.

- Wystarczy.

Dług wdzięczności spłacony?

Spojrzał na Sasuke, który zatrzymał właśnie pięść Neji'ego. Wokół nich zebrał się już naprawdę spory tłum, jednak Naruto zignorował go.

Kolejne przedstawienie dla żądnej krwi widowni? W mniej i bardziej dosłownym tego słowa znaczeniu?

Naprawdę, to już nie miało najmniejszego znaczenia.

Nie może przecież pozwolić, żeby Uchiha tak szybko spłacił ten cholerny dług wdzięczności!

- Odwal się! – wyprostował się, patrząc z wściekłością w czarne oczy Sasuke. Tym razem bez nawet grama kpiny, ironii, czy jakiejś innej oznaki wyższości nad społeczeństwem. Było w nich bowiem coś dużo gorszego.

I Naruto nie mógł się nawet spodziewać tego, jak bardzo mylił się w swoich domysłach.

W czarnych oczach Sasuke przez chwilę zobaczył litość.

- Do jasnej cholery! – Znajomy krzyk niczym huragan, odgonił tłum gapiów, którzy z zamiłowaniem śledzili toczącą się właśnie walkę. Trzeba dodać, że niezwykle nierówny, pełen niesamowitych zwrotów akcji pojedynek, między dwójką snowboardzistów i jednym surferem, który okazał się godnym przeciwnikiem.

Naruto Uzumaki miał kilka naprawdę niesamowitych asów w rękawie, które – dosłownie – powaliły Neji'ego na kolana. Sasuke na swoje szczęście jeszcze się trzymał, jednak tym razem – w porównaniu z wczorajszym pojedynkiem zwłaszcza – był wyjątkowo poharatany.

Dawno, och naprawdę już dawno się tak nie bił.

Zaczynał prawie lubić tego kretyna, który również ledwo stał na nogach.

- Co to jest?! – Zagrzmiał w końcu pełen wściekłości głos i Sasuke wiedział, że walka jest już skończona.

Kto tym razem wygrał?

To pozostanie nierozstrzygnięte... aż do następnej bójki.

- Nic trenerze – mruknął Uchiha, wierzchem dłoni starając się zetrzeć krew z brody.

- Nic?! – Huknął Kakashi, który był tak wzburzony zaistniałą sytuacją, że Sasuke miał przez chwilę wrażenie, iż mężczyzna rzuci w tłum swój notes i wszystkie gadżety jakimi dysponował trener, by po prostu przyłączyć się do młodzieńczej bójki, demonstrując swój gniew. A może i również po to, aby poczuć zew młodości?

- To tylko tak źle wygląda – starał się załagodzić jakoś tę – bądź co bądź, naprawdę źle wyglądającą sytuację. I jak w przypadku Kakashiego Hatake bywa, nie udał mu się zabieg przechytrzenia go.

- Za tydzień zawody! A ty bijesz się z Neji'm jak jakiś szczeniak! A jeśli ten gówniarz by wam coś złamał?!

Naruto zmarszczył brwi, gdy zdał sobie sprawę że właśnie został nazwany gówniarzem. Już chyba miał coś powiedzieć do słuchu trenerowi Sasuke, jednak powstrzymał się w ostatniej chwili. Całe szczęście.

- To nie wina Naruto! – Do rozmowy, zupełnie nieproszona przyłączyła się kuzynka Neji'ego, która ku ich nieszczęściu ujawniła również nieproszone fakty. I akurat tym razem nie mogła trzymać tej swojej różowej gęby na kłódkę!, pomyślał Sasuke gorzko, gdy patrzył, jak brunetka pomaga wyprostować się Uzumakiemu, przytrzymując go jednocześnie za rękę.

Na ten gest Sasuke poczuł przypływ niekontrolowanej wściekłości, która musiała znaleźć drogę odpływu i najchętniej znalazłaby ją w postaci pięści na różowej twarzy tej pseudo-dziewczyny, która teraz obmacywała Uzumakiego!

A już najbardziej denerwował go uśmiech wdzięczności, który pojawił się na twarzy Naruto.

Sasuke nie wytrzymał.

Uderzył blondyna po raz kolejny, chcąc zedrzeć ten cholerny, wstrętny wyraz z jego twarzy, który...

Gdyby nie interwencja Kakashiego, z pewnością biedny Naruto dostałby kolejny raz. I z pewnością, dostałoby się również jego nowej koleżance.

- Sasuke! – Krzyknął trener, powstrzymując wyrywającego się bruneta. – Co się z tobą do jasnej cholery dzieje?! Kurwa! - Szarpnął Uchihą mocno i dopiero gdy miał go uderzyć, Sasuke się opamiętał. Dosłownie w ostatniej chwili powstrzymał dłoń trenera, zmierzającą niczym pocisk w stronę jego policzka.

- Zasłużył sobie.

- Niby czym?! Neji go pierwszy uderzył, on się tylko bronił! – Hinata chyba wszystkich zaskoczyła swoim śmiałym zachowaniem. Nawet Kakashiego, który z pewnością był gotów jej uwierzyć.

- Wczoraj to on nas pierwszy zaatakował – rozległ się spokojny, lodowaty wręcz głos, pełen tej niesamowitej nienawiści i pogardy.

Sasuke spojrzał zaskoczony na Neji'ego. Zapanowała chwila ciszy, pełnej napięcia i oczekiwania na to, co zadecyduje Kakashi.

- Nie obchodzi mnie, kto pierwszy zaczął – mruknął w końcu zrezygnowanym, prawie że znudzonym tonem, jakby nagle ta cała sytuacja przestała go rajcować. – Jeśli kiedykolwiek się to powtórzy, gwarantuję wam, że będziecie do końca życia żałować swojej szczeniackiej bójki, jasne?!

W odpowiedzi usłyszał niewyraźny pomruk.

- A ty! – Tym razem zwrócił się do Uzumakiego, który aż spiął się zdenerwowany. – Jak im coś zrobisz, jeśli przez ciebie będą mieli choć małe zadrapanie, gwarantuję ci, że osobiście postaram się, byś trafił do najgłębszej celi w najcięższym amerykańskim więzieniu, jasne?! – Zakończył ostro i na ostateczne zakończenie, rzucił im tylko, by się umyli.

- Przedstawienie skończone – mruknął na odchodnym.

Tym razem nie dostali braw za swój występ.

- Nie przejmuj się moim kuzynem, pogadam z nim później.

Hinata obmywała właśnie jedną z ran Naruto, który krzywił się przy tym niemiłosiernie. Niemniej był wdzięczny dziewczynie za pomoc.

- To nie twój brat?

- Nie.

Naruto skinął tylko głową, ze zdziwieniem zauważając, że Hinata nie poci się już jak świnia, a rumieniec na jej policzkach jest zdecydowanie bardziej zdrowy. Z tej perspektywy wydawała się nawet ładna.

Uzumaki rozglądał się po sali, jednak nie zauważył już Sasuke. Jego nowa koleżanka zabrała go do hali sportowej, by obmyć jego rany.

- Naruto...? – Po dłuższej chwili milczenia, dało się słyszeć niepewny głos Hinaty. Blondyn spojrzał na nią pytającym wzrokiem.

- No?

- Naprawdę... uważasz, że... jestem fajna? – Wypaliła i dopiero teraz Naruto zdał sobie sprawę, jak bardzo się mylił, sądząc, że Hinata teraz przestanie się już pocić i mieć stany przedzawałowe w jego towarzystwie. Westchnął ze zrezygnowaniem.

- Pewnie, że tak.

Ale jakoś nie mógł się do niej uśmiechnąć.

- A... a jestem fajniejsza od dziewczyn w Los Angeles? Od... twojej dziewczyny?

Aż otworzył szerzej oczy słysząc to, no i widząc minę Hinaty, a przede wszystkim jej czerwony odcień skóry i kropelki potu na twarzy. Och, teraz osiągnęła z pewnością szczyt podobieństwa do prosiaka. Ale nie rozpraszajmy się, dużo ważniejszy jest bowiem jeden szczegół, który panu Uzumakiemu nie pasował.

- Skąd wiesz, że mam dziewczynę? – Zmarszczył brwi, mierząc ją intensywnym spojrzeniem. Dziewczyna speszyła się.

- Nie wiem – odparła szybko, jakby od tych słów miało zależeć jej życie. – Po prostu... zgaduję? Ktoś tak fajny jak ty z pewnością ma jakąś dziewczynę.

Naruto słysząc to o mało się nie roześmiał. I jakoś tak mimowolnie pomyślał sobie o tym, co by powiedział Uchiha, gdyby słyszał Hinatę.

- Powiedzmy, że miałem dziewczynę. Teraz z naszego związku raczej nic nie będzie. Ja jestem tutaj, a ona w Los Angeles i...

Chciał powiedzieć – 'i na pewno daje dupy innym ogierom', jednak w porę się opamiętał. W końcu Hinata wyglądała na dziewczynę z dobrego domu, przy której takim słownictwem z pewnością nie pasuje operować.

Ostatecznie więc Naruto ugryzł się w język.

- Związki na odległość zazwyczaj szybko się kończą – westchnął, uśmiechając się z trudem do Hinaty. Dziewczyna z jakimś takim dziwnym, podejrzanym wręcz entuzjazmem, pokiwała głową.

O boże...

W co on się wkopał?

Ale lepsze w sumie to, niż nic, prawda?

Sasuke stanął przed głównym wejściem do pensjonatu. Z pewnością ojciec jest już w domu – och, domu... jak to zabawnie brzmiało – i wraz z matką jedzą jakąś romantyczną, drętwą kolację, by nie tyle nacieszyć się sobą, co porozmawiać o interesach. Jak zwykle zresztą.

Otworzył cicho drzwi, mając jakąś surrealistyczną nadzieję, że w recepcji, czy holu nikogo nie będzie... Wczoraj jakoś mu się udało, być może i dzisiaj szczęście mu dopisze? A jeśli by nie dopisało, istniał cień nadziei, że matka nie zauważy nowych siniaków. Gorzej z ojcem.

W swoich rozmyślaniach nie wziął pod uwagę jeszcze jednej osoby, której bądź co bądź nie spodziewał się tutaj akurat teraz.

- Kto pobił tak mojego małego, naiwnego braciszka?

Odwrócił się, doskonale zdając sobie sprawę, z tego, co zobaczy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz